“Mierzenie temperatury dziecku w szkole jest łamaniem jego praw ”
Anna Kolet-Iciek: Na początek zapytam, czy mamy w Polsce epidemię i czy coś takiego jak koronawirus w ogóle istnieje, bo słuchając różnych pani wypowiedzi można mieć wątpliwości?Barbara Nowak, małopolska kurator oświaty: Jestem przekonana, że istnieje, ale mam własne spostrzeżenia co do tego, czy rzeczywiście trzeba było z tego powodu zamykać szkoły i przedszkola.
Uważa pani, że to nie miało sensu?
Być może w marcu było to potrzebne, ale przeciąganie tego już nie. Uważam, że zbyt długo szkoły były zamknięte. Nauczanie zdalne to był eksperyment, który się nie udał, bo nie mógł się udać. Zresztą podobnie było w całej Europie.
Minister edukacji Dariusz Piontkowski twierdził, że “w przytłaczającej większości” szkół zdalne nauczanie sprawdziło się.
To kwestia spojrzenia. MEN mówi o tym, że ono zafunkcjonowało, ja mówię o cenie, jaką przyszło nam zapłacić. Nie wszyscy uczniowie dali sobie radę pod względem psychicznym, nie wszystkim też udało się przyswoić wiedzę. Było to widać po słabszych wynikach matury i egzaminów kończących szkołę podstawową. Patrząc na to nie mogę powiedzieć, że nauczanie zdalne się udało. Cieszę się, że szkoły zostały wreszcie otwarte.
Trudno jednak mówić o normalności, kiedy rodzice nie mogą przekroczyć progu szkoły, a uczniowie mają mierzoną temperaturę i muszą nosić maseczki.
Na wszystkich spotkaniach przed nowym rokiem szkolnym prosiłam dyrektorów, żeby przede wszystkim było zachowane poczucie bezpieczeństwa dziecka. Uważam, że rodzice, zwłaszcza pierwszoklasistów mają prawo wejść z dzieckiem do szatni i pomóc mu się przebrać. W szkołach panuje strach, dyrektorzy cały czas są bombardowani informacjami o zachorowalności, wytycznymi sanitarnymi, których są całe tomy, niepokojącymi przekazami medialnymi, a przecież wszyscy chodzimy do sklepów, odbywają się imprezy, spotkania, więc dlaczego w szkołach miałoby być mniej bezpiecznie?
Może dlatego, że często w jednym miejscu przebywa jednocześnie ponad tysiąc osób.
Ale to są ciągle te same osoby. Przez sklep dziennie przewija się z pewnością więcej ludzi niż nauczyciel ma na spotkaniu z klasami. Zresztą nauczyciel może przecież mieć maseczkę lub przyłbicę.
A uczniowie?
Nie wyobrażam sobie, żeby dziecko miało siedzieć w maseczce kilka godzin dziennie.
A co z mierzeniem temperatury?
Nie wolno tego robić bez wyraźnego powodu, a zwłaszcza bez zgody rodziców. Mierzenie temperatury dziecku przy wejściu do szkoły jest łamaniem jego praw i pokazaniem rodzicom, że im się nie wierzy. Dla mnie szkoła nie jest w stanie dobrze funkcjonować, kiedy nie ma porozumienia z rodzicami i wzajemnego zaufania. Jeśli rodzic deklaruje, że posyła do szkoły zdrowe dziecko, to dyrektor czy nauczyciel nie mają żadnego prawa powątpiewać, że jest inaczej.
Z raportu Fundacji Ja, Nauczyciel wynika, że ponad 66 proc. ankietowanych nauczycieli w związku z powrotem do szkół obawia się o zdrowie własne oraz osób najbliższych. “Bardzo boję się powrotu do szkoły i potraktowania nas jak mięsa armatniego - bez masek, bez większych wymagań wobec setek uczniów” - mówią.
To straszne.
Co jest straszne?
Przerażają mnie takie informacje. Jest mi ogromnie przykro, bo sama jestem nauczycielem i uważam, że powinien to być ktoś kto zawsze stoi przy uczniu, bez względu na to, co się dzieje. Jeśli ktoś mówi, że boi się iść do szkoły żeby być ze swoją klasą, to mnie to przeraża. Pracuję w zawodzie od 1982 roku, różne miałam w życiu sytuacje, ale nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek bała się być z uczniem.
Nauczyciele zwracają uwagę, że nie zostali odpowiednio wyposażeni w środki ochrony osobistej, że maski i przyłbice musieli kupić z własnej kieszeni.
Szkoły mogły przecież złożyć w Ministerstwie Zdrowia zamówienie na maseczki i płyny do dezynfekcji. Pytanie, czemu tego nie zrobiły?
Zrobiły, ale to co dostały z ministerstwa wystarczyło na tydzień pracy.
Nadal mogą zamawiać płyny i maseczki, są na to pieniądze. Przypominam też, że szkoły były zamknięte przez kilka miesięcy i to przyniosło spore oszczędności. Budżety szkół są na plusie, więc powinny partycypować w kosztach wyposażenia nauczycieli. Wszyscy solidarnie powinniśmy ponosić ciężary, bo wiadomo że z powodu epidemii będzie trudniejsza sytuacja ekonomiczna.
Ministerstwo edukacji zrzuciło na dyrektorów szkół praktycznie całą odpowiedzialność za funkcjonowanie szkół w czasie epidemii, wierzy pani, że będą podejmować dobre decyzje?
Wierzę, że tak będzie. Jeśli ich decyzje będą podejmowane w zgodzie z całą społecznością szkolną, to będę stała za nimi murem, ale jeśli dyrektor z różnych względów, kierując się na przykład strachem, sam będzie podejmował działania wprowadzając obostrzenia bez konsultacji z rodzicami i nauczycielami, to będę interweniować.
Czy dyrektor ponosi odpowiedzialność karną, jeśli dziecko zarazi się koronawirusem w szkole lub podczas szkolnej wycieczki?
Według mnie nie. Dyrektor nie odpowiada za wirusa i jeśli się zdarzy to trudno. Można go rozliczyć jedynie za to, czy przestrzegał wszystkich zaleceń.
Podczas narad z dyrektorami szkół i przedszkoli przed początkiem roku szkolnego mówiła pani przecież, że nie muszą tak ściśle przestrzegać wytycznych sanitarnych i że powinni postępować zgodnie ze zdrowym rozsądkiem.
Wytyczne GIS są pewnymi wskazówkami, które mają pomóc dyrektorom w logistycznych rozwiązaniach, ale nie są obowiązującym prawem. Na przykład uważam, że ściąganie dywanów w przedszkolach i sadzanie dzieci na gołej podłodze jest bezrozumne. Mówiłam to w obecności służb sanitarnych i nikt nie zwrócił uwagi, że nie mam racji.
Wiadomo już ilu nauczycieli z obawy przed koronawirusem odeszło ze szkoły na emeryturę lub urlop dla poratowania zdrowia? ZNP obliczyło, że w samej Małopolsce może to być ponad 1000 osób.
Dokładne dane na ten temat będziemy mieć w październiku, ale z moich informacji wynika, że nie jest tak źle jak twierdzi ZNP. Mamy oczywiście zwiększoną liczbę osób, które odeszły ze szkoły, ale z drugiej strony słyszę, że jest większe zainteresowanie młodych ludzi pracą w zawodzie nauczyciela.
“Wielokrotnie słyszałam w MEN, że mogę stracić stanowisko. Miałam też zakaz występowania w mediach”
Odważyłaby się pani wrócić do szkoły i uczyć w obecnych warunkach?
Oczywiście, nie miałabym z tym żadnego problemu.
Pytam, bo pod koniec sierpnia stanowisko stracił łódzki kurator oświaty, podobno za stwierdzenie, że groźniejszy od koronawirusa jest wirus LGBT, a przecież pani też może się “pochwalić” podobnymi wypowiedziami.
Minister edukacji twierdzi, że to nie był powód, ale jest mi przykro, że to właśnie ten kurator został odwołany. Ubolewam nad tym, bo Grzegorz Wierzchowski był jedynym kuratorem w Polsce, który razem ze mną bardzo mocno pilnował, by do szkół nie wchodziły organizacje seksualizujące dzieci. To był jedyny kurator, który nie bał się temu przeciwstawiać.
Pani jest następna w kolejce do odwołania?
Oczywiście mogę zostać odwołana w każdej chwili, ale nie boję się tego. Już wielokrotnie słyszałam ze strony moich zwierzchników, że mogę stracić stanowisko. Miałam też zakaz występowania w programach telewizyjnych, do których byłam zapraszana, były też sytuacje, że dziennikarze odwoływali umówiony wcześniej wywiad, bo dostali informację, że nie wolno ze mną rozmawiać.
Która pani wypowiedź szczególnie nie spodobała się w ministerstwie?
Wpis o matkach niepełnosprawnych dzieci, które protestowały w sejmie.
Nic dziwnego, sugerowała pani, że dla pieniędzy wykorzystują swoje chore dzieci.
W tym wpisie zwracałam się do Rzecznika Praw Dziecka o jego zainteresowanie losem młodych osób niepełnosprawnych, które były zmuszane do koczowania na korytarzu. Po interwencji z ministerstwa usunęłam ten wpis, ale głównie dlatego, że zaczęłam otrzymywać maile z groźbami, że stanie się coś mojej córce, wnuczce, psu, że mój mąż za to zapłaci.
Skoro ministerstwo miało do pani tyle zastrzeżeń, dlaczego nadal jest pani kuratorem oświaty?
W dużej mierze jest to związane z tym, że mam spore poparcie społeczne.
Brzmi jak kiepski żart, biorąc pod uwagę chociażby to, jak wielu nauczycieli podpisało się pod listem sprzeciwu wobec pani wypowiedzi pod adresem osób biorących udział w ubiegłorocznym strajku.
O tym było głośno w mediach, ale nikt nie napisał o akcji “Murem za kurator Nowak”, gdzie w mojej obronie stanęło ponad 40 tys. osób.
“Dużo więcej osób homoseksualnych niż heteroseksualnych wykazuje skłonności pedofilskie”
Jest pani skonfliktowana ze sporą grupą nauczycieli, ale również z osobami o odmiennej orientacji seksualnej. Dlaczego tak bardzo ich pani nie lubi?Nie życzę sobie takich obraźliwych sformułowań wobec mnie! To nieprawda. Ja szanuję każdego człowieka, ale jestem przeciwna wyciąganiu jakiejkolwiek grupy ze społeczeństwa i mówieniu, że ona szczególnie zasługuje na uwagę.
Ale to pani tę grupę szczególnie wyróżnia w swoich wpisach w mediach społecznościowych.
Szczególnie niebezpieczna jest sytuacja, kiedy tę grupę się foruje. Z mojego punktu widzenia nieprawidłowe jest jeżeli człowieka definiuje się pod kątem jego podejścia do seksu. Aktywiści LGBT życzą sobie innego traktowania, bo mają inne podejście do seksu, a ja nie widzę powodu żeby się z tym afiszować. Znam wiele osób homoseksualnych, które są bardzo zniesmaczone tym, że utożsamia się ich z aktywistami LGBT. Do tej pory żyli sobie w spokoju, a ekspansja aktywistów sprawia, że czują się zagrożeni i napiętnowani.
Czy pani homoseksualnym znajomym nie przeszkadza to, że stawia pani znak równości między homoseksualizmem a pedofilią?
Nieprawda, nie ma znaku równości, choć rzeczywiście badania naukowe wskazują, że dużo więcej osób homoseksualnych niż heteroseksualnych wykazuje skłonności pedofilskie.
Dlaczego tak dużo miejsca poświęca pani tematowi seksualności? To zakrawa na obsesję.
Bo uważam to za wyjątkowo niebezpieczne. Są organizacje, które wchodzą do szkół i przynoszą ze sobą …
Tabletki na zmianę płci?
Niech pani takich bzdur nie opowiada.
To akurat powiedział Rzecznik Praw Dziecka.
Proszę nie manipulować. Rzecznik opowiedział o sytuacji, którą zdemaskował Waldemar Krysiak, bloger o pseudonimie Gej Przeciwko Światu. Te hormony były rozprowadzane w internecie. Organizacje, które wchodzą do szkół z wychowaniem seksualnym typu B, czyli opartym na standardach WHO są zagrożeniem. Wmawiają młodym ludziom, że związki homoseksualne są bardziej wskazane niż te heteroseksualne. Mając kilkanaście lat każde dziecko przechodzi fazę homofilną i jeśli ktoś mu wtedy powie: “skoro jesteś dziewczynką i wolisz dziewczynki, to znaczy, że jesteś lesbijką” może mu zrobić dużą krzywdę.
Naprawdę uważa pani, że można komuś wmówić orientację seksualną?
Tak, przecież mamy badania na ten temat!
Jakie?
Bardzo liczne, chociażby te prowadzone w Stanach Zjednoczonych. Kiedy w stanie Nowy Jork wprowadzono do szkół zajęcia seksualizujące okazało się, że po kilku latach z 8 proc. aż do 25 proc. wzrosła liczba dzieci, które miały wątpliwości co do swojej orientacji seksualnej. Jeśli namawia się dziecko do kontaktów seksualnych z każdym, żeby sprawdziło co mu bardziej odpowiada, to w tym momencie jesteśmy w stanie zaburzyć jego tożsamość seksualną. To mnie martwi, bo chcę żeby Polska trwała, żeby była odnawialność pokoleń, a jeśli będzie więcej osób wchodzących w związki bez możliwości tworzenia rodzin i odtwarzania pokoleń, to Polski bardzo szybko nie będzie. Tego się obawiam.