Od dnia wybuchu wojny w Ukrainie do krakowskich szkół i przedszkoli zapisało się już 2200 dzieci uchodźców. Na kolejnych czeka ponad 9930 miejsc w szkołach i 870 w przedszkolach.
Kraków zapewnia, że obecnie nie ma potrzeby adaptowania na szkoły innych miejskich budynków, bo dzięki zwiększeniu przez ministerstwo limitów przyjęć do przedszkoli i klas I-III wszyscy chętni znajdują miejsca w placówkach.
Zwiększone limity mają jednak obowiązywać tylko do końca tego roku szkolnego. Co dalej?
- Przygotowujemy wystąpienie do ministra edukacji z apelem, aby zostało to utrzymane również w przyszłym roku szkolnym - poinformowała podczas wczorajszego posiedzenia Komisji Edukacji Rady Miasta Krakowa Anna Korfel-Jasińska, wiceprezydent miasta.
Zaznaczyła, że chodzi o to, by “pokiereszowane przez wojnę” dzieci zapisane już do szkół i przedszkoli miały gwarancję, że po wakacjach (jeśli nadal będzie taka konieczność) wrócą do tej samej grupy z dziećmi, z którymi zdążyły się już zaprzyjaźnić.
Przypomnijmy. W związku z dużą liczbą osób uciekających przed wojną w Ukrainie resort edukacji zdecydował o poszerzeniu limitów przyjęć do klas szkół podstawowych i oddziałów przedszkolnych. W tym roku szkolnym mają one wynosić: 28 w przedszkolach i 29 w klasach I-III w szkołach (wcześniej limity wynosiły 25). Zdaniem wielu nauczycieli zwiększenie liczby dzieci w klasach to bardzo zły pomysł. - Ja zapraszam do przedszkola, gdzie już dzieci nie mieszczą się przy stolikach, zapraszam do ubrania dzieci na spacer, do rozebrania i ubrania do zajęć ruchowych, do pracy indywidualnej z dziećmi uzdolnionymi i mającymi indywidualne potrzeby - komentuje jedna z nauczycielek na facebookowym profilu resortu oświaty.
Inna dodaje: - Mam 22 osoby w klasie plus jeden chłopiec z Ukrainy, jak mi dołożą jeszcze 6 niemówiących po polsku dzieci, jak mam dać sobie radę bez wspomagania. Nie będę dobrze uczyć żadnej grupy. Chłopiec płacze, bo nic nie rozumie, nie potrafi nawet zapytać czy może iść do toalety...
Dopychanie kolanem uczniów
Kraków chce również poszerzenia limitów w klasach licealnych, co nie wymaga zmian ustawowych, a pozostaje jedynie w gestii organu prowadzącego.
- Miasto rekomenduje zwiększenie liczby uczniów w szkołach ponadpodstawowych do 37 w klasie - poinformowała radnych z Komisji Edukacji Anna Korfel-Jasińska.
Tyle tylko, że na coś takiego nie chce się zgodzić małopolska kurator oświaty Barbara Nowak, która już poinformowała dyrektorów szkół, że - bez względu na sytuację - powinni trzymać się limitów ustalonych pięć lat temu przez kuratorium wspólnie z prezydentem Jackiem Majchrowskim. Te wynoszą 28. Dodatkowo kuratorka poinformowała dyrektorów szkół, by przy przyjmowaniu uczniów stosowali kryterium znajomości języka polskiego. “Jeżeli kandydat posługuje się językiem polskim w zakresie wystarczającym do czynnego udziału w lekcjach, to można go przyjąć w normalnym trybie i dołączyć do klasy (w miarę posiadania wolnych miejsc), w przeciwnym przypadku należy takiego ucznia przyjąć do oddziału przygotowawczego" - napisała kuratorka w liście do dyrektorów.
W tej kwestii środowisko oświatowe jest podzielone. Jedni krytykują decyzję małopolskiej kurator nazywając ją w mediach społecznościowych “obrzydliwym babskiem pozbawionym empatii”. Inni - wyjątkowo - przyznają jej rację, takich głosów jest zdecydowanie więcej.
- Akurat tutaj popieram te działania, z małym, a raczej DUŻYM ALE - pisze w mediach społecznościowych jedna z nauczycielek. - Oprócz oprotestowania pomysłów samorządu, powinna zakasać rękawy i zabrać się do tworzenia oddziałów przygotowawczy. Dla młodzieży szkół średnich można by wykorzystać duże aule uniwersytetów. Cześć z nich nadal pracuje zdalnie. Wtedy wystarczy jeden nauczyciel na kilkudziesięciu uczniów.
- Tu chodzi o to, żeby nauczanie było na poziomie, a nie żeby szkoła została przechowalnią dzieci. Do tego należy się przygotować. Też jestem za pomocą, ale sensowną, a nie byle jaką - dodaje ktoś inny.
“Przeraża nas dopychanie kolanem uczniów i uczennic z Ukrainy w ogólnodostępnych klasach i wrzucanie ich pod koniec roku szkolnego w realizację polskiej podstawy programowej - komentują w mediach społecznościowych przedstawiciele inicjatywy “Protest z Wykrzyknikiem”. - Nie ma też szans na przygotowanie młodzieży do egzaminów końcowych czy też na wystawienie ocen zgodnych z obowiązującymi zasadami (...). Wobec odrzucenia przez ministerstwo możliwości tworzenia klas międzynarodowych realizujących ukraińską podstawę programową najlepszą opcją wydają się rzeczywiście oddziały przygotowawcze. Problem w tym, że jest ich dramatycznie mało, a barierą dla tworzenie nowych są braki kadrowe. Dyrektorzy często wstrzymują się z wnioskami o utworzenie oddziału przygotowawczego, wiedząc, że nie mogą w nim zapewnić obsady nauczycielskiej”.
Klasy przygotowawcze oblężone
W całym Krakowie są obecnie jedynie trzy szkoły prowadzące oddziały przygotowawcze, ale już tworzą się nowe. Chęć zorganizowania edukacji dla ukraińskich uczniów zadeklarowało 30 placówek. Wśród nich jeden z najlepszych krakowskich ogólniaków, czyli I LO im. B. Nowodworskiego.
- Byłoby szczytem nieodpowiedzialności przyjmowanie uczniów bez znajomości języka polskiego do ogólnodostępnej klasy licealnej. Taka edukacja nie miałaby większego sensu - zaznacza Jacek Kaczor, dyrektor “Nowodworka”. - Dlatego tworzymy oddział przygotowawczy, do którego już mamy komplet chętnych uczniów, głównie z XI klasy. Nauka ruszy, jak tylko dopełnimy wszelkich formalności i zatrudnimy nauczycieli.
Łukasz Pająk, dyrektor XXXI LO w Krakowie również tworzy w swojej szkole oddział przygotowawczy dla uczniów z Ukrainy. Ma już 21 chętnych. Klasa zacznie działać prawdopodobnie na początku kwietnia. Uczniowie, którzy zgłosili się do XXXI LO w większości sami wybrali właśnie klasę przygotowawczą, a nie ogólnodostępną. Chcą najpierw nauczyć się języka, by później ewentualnie rozpocząć naukę zgodnie z polskim systemem. - W oddziale przygotowawczym będą mieć 19 godzin nauki języka polskiego w tygodniu, a oprócz tego mają się uczyć matematyki i informatyki. Do tego dochodzi wf i zajęcia z wychowawcą - tłumaczy Łukasz Pająk.
Jego zdaniem, przyjmowanie uczniów z Ukrainy, którzy nie znają języka polskiego do klas z polskimi uczniami dla nikogo nie jest dobrym rozwiązaniem.
- Może to też prowadzić do konfliktów - dodaje dyrektor innego krakowskiego liceum. - Proszę postawić się w sytuacji kogoś, kto podczas rekrutacji nie dostał się do swojego wymarzonego liceum, bo zabrakło dla niego miejsca, a teraz słyszy, że bez żadnego postępowania rekrutacyjnego zostaną tam przyjęci uczniowie z Ukrainy i to po 10 do każdej klasy. Zadajmy sobie pytanie, czy to jest sprawiedliwe.
Nie damy sobie z tym rady
Marek Pleśniar, szef Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty w rozmowie z nami zaznacza: - Nie popieram prób ręcznego sterowania oświatą samorządową przez kurator Nowak, ale szczerze mówiąc 37 osób w klasie to jest stanowczo za dużo.
Jak zauważa Pleśniar, ministerstwo edukacji cały czas twierdzi, że nasze szkoły są gotowe na przyjęcie dzieci z Ukrainy, ale widać, że sytuacja powoli zaczyna ich przerastać, bo napływ tych osób jest znacznie większy niż się spodziewano.
- Nie damy sobie z tym rady - mówi szef OSKKO. - Zwiększanie limitów przyjęć zarówno w przedszkolach, szkołach podstawowych jak i liceach doprowadzi do katastrofy. Na razie panuje w Polsce festiwal dobrej woli, wszyscy starają się pomóc, dyrektorzy z ogromnym zrozumieniem przyjmują te dzieci, ale tak nie da się długo pracować, zwłaszcza po dwóch latach pandemii.
Ukraińskie szkoły w Polsce
Zdaniem Marka Pleśniara należy pomóc Ukraińcom w uruchamianiu własnych szkół na terenie Polski. - Tym bardziej, że oni chcą to robić i już powstają pierwsze oddolne inicjatywy, jak chociażby ta warszawska - mówi Pleśniar.
W jednym ze stołecznych biurowców wkrótce zacznie działać ukraińska szkoła dla 160 dzieci. Firma z branży biurowej przekazała do ich dyspozycji całą kondygnację (1200 m2) w budynku na warszawskim Mokotowie.
Przedstawiciele OSKKO przygotowali już wystąpienie do ministra edukacji w sprawie niezwłocznego wsparcia inicjatyw ukraińskich dotyczących edukacji dzieci według ukraińskiego systemu. - Należy ich wesprzeć organizacyjnie i finansowo - twierdzi Marek Pleśniar. - Jest mnóstwo nauczycieli z Ukrainy chętnych do pracy, wystarczy dać im miejsce, w którym mogliby się spotykać z uczniami. Na pewno znajdą się też środki unijne na tworzenie takich szkół. To jedyny ratunek, żeby uspokoić sytuację - dodaje szef OSKKO.
Z takim apelem już w pierwszych dniach wojny wystąpiła do ministra edukacji Jolanta Gajęcka, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 2 w Krakowie. W mediach społecznościowych opublikowała w tej sprawie listy otwarte do ministra.
Szczegółowy plan działania przygotował z kolei Wolny Związek Zawodowy “Forum Oświata”, który z pomocą Jacka Kaczora, dyrektora krakowskiego I LO chce pomóc w utworzeniu w Krakowie pierwszej takiej placówki (działającej w godzinach popołudniowych w siedzibie liceum), a nawet deklaruje wsparcie przy organizacji ukraińskiej matury.
Radni o ukraińskiej szkole w Krakowie
Podczas wczorajszego posiedzenia Komisji Edukacji Anna Sapielak z WZZ “Forum Oświata” i nauczycielka języka polskiego w I LO próbowała przekazać te informacje radnym i osobom uczestniczącym w spotkaniu. Prowadząca obrady radna Małgorzata Jantos nie była jednak zainteresowana wysłuchaniem do końca tej propozycji. Przerwała wypowiedź przedstawicielce związku zawodowego, zarzucając jej, że mówi zbyt długo i poprosiła o przesłanie na piśmie przygotowanych założeń.
- Bardzo żałuję, że sprawa zapewnienia właściwej edukacji uczniów polskich i ukraińskich, która w tym momencie jest priorytetowa została przez radnych potraktowana po macoszemu - komentuje Anna Sapielak.
Nauczycielka przypomina, że WZZ “Forum Oświata” już 4 marca przedstawił swoją propozycję zarówno prezydentowi Krakowa, jak i radnym. - W związku z zachowaniem pani radnej, która nie zapoznała się wcześniej z tym projektem nie udało mi się rozwinąć tematu. Liczyłam również na merytoryczną dyskusję, chociażby o możliwości pozyskania środków unijnych na realizację tego projektu. Chciałam poznać opinię przedstawicieli prezydenta miasta, ale to również się nie udało - zaznacza Anna Sapielak.
Również resort edukacji milczy na temat tworzenia ukraińskich szkół w Polsce. Pytania w tej sprawie wysłaliśmy do ministerstwa już 3 marca. Do dziś nie otrzymaliśmy odpowiedzi. - Jest w trakcie przygotowywania - poinformował nas jedynie Justyna Sadlak z biura prasowego MEiN.