Aktualności
Ekomama
10.08.2013

Rozmowa z Alicją Szwintą-Dyrdą, mamą 7-letniego Franka i 4-letniej Mani, ekolożką, redaktorką naczelną portalu www.dziecisawazne.pl a także współorganizatorką akcji „Zdrowy Przedszkolak”. W rozmowie uczestniczy także jej mąż, Michał Dyrda, który jest przedsiębiorcą internetowym.
Moje dzieci były długo karmione piersią, bo prawie do dwóch lat. Wprowadzanie pokarmów zaczęliśmy od kasz, warzyw, owoców. Jest sporo takich rzeczy, których nie próbowały, ale jeszcze więcej takich, które próbowały! Nigdy nie jadły np. gotowych zupek ze słoiczków, znają za to słodki, naturalny smak buraka.
Ponoć Pani syn dziś przynosi do szkoły nie kanapki, a kaszę z owocami?
Czasem się tak zdarza, ale rzadko. Przyznam jednak, że z tym drugim śniadaniem dla niego mam spory problem. Franek ma już swoje określone preferencje i lubi konkretne rzeczy, w przeciwieństwie do Mani, która zje wszystko. Dostaje zazwyczaj owoce i na przykład granolę, czyli coś w rodzaju musli.
Czy nie wyciąga Panią czasem do McDonalda albo KFC, bo jego koledzy tam jadają?
Byliśmy tam tylko raz i to bardzo dawno temu. Jeszcze przed narodzinami Mani. I jakoś nie tęsknimy(śmiech). Franek był po prostu ciekawy tego miejsca. Natomiast czasem jemy “na mieście”. Jest w Krakowie kilka miejsc, które podają smaczne i zdrowe jedzenie. A czasem chodzimy na pizzę.
Ale pewnie z warzywami?
To prawda. Ale przy wyborze pizzy nie ma to większego znaczenia. Wtedy po prostu mamy wolne od naturalnej diety.
Dzieci nie buntują się, że muszą jeść inaczej?
Dla nas inaczej znaczy normalnie. Franek, gdy poszedł do przedszkola, zaczął obserwować, że dzieci jedzą batony i chipsy. Też chciał poznać, jak smakują, więc uskładał sobie pieniążki i kupił. Uznajemy zasadę, że ważne jest to, co jemy na co dzień, a nie to co zdarza nam się raz na jakiś czas.
To znaczy, że teraz w sklepie sami proszą o zdrowe jedzenie?
Podam taki przykład. Wczoraj, gdy byliśmy na targu, na Placu Na Stawach, byłam ciekawa co moje dzieci wybiorą. To był miły widok, gdy poprosiły o żurawinę i suszony imbir.
Nie chcą batoników?
Raczej nie mają takich zachcianek.
(do pokoju wchodzi mąż Alicji, Michał)
Mój mąż ma duży wpływ na naszą kuchnię, bo dużo gotuje.
Odżywia się Pan, tak samo jak żona?
(Michał Dyrda) Nie. Zupełnie inaczej (śmiech).
(Alicja Szwinta-Dyrda) Co masz na myśli? Jak inaczej? Może ja to wytłumaczę (śmiech). Ja lubię kuchnię opartą na kaszach i warzywach, a Michał śródziemnomorską. Czasem się ścieramy, bo ja chcę kaszę z warzywami, a on tartę z… warzywami. Michał lubi jeść różnorodnie, ja wolę proste smaki. Często biorę do pracy kaszę z cebulą i rodzynkami. Uwielbiam to. Natomiast co do jakości produktów jesteśmy jednomyślni.
A dziś co poda Pani swoim dzieciom?
Bardzo szybkie i proste danie. Dziś akurat nie mam czasu na gotowanie. Na oliwie z oliwek podsmażę czosnek dodam do tego pietruszkę (z naszego ogródka) i makaron razowy. Zrobię jeszcze jakąś wiosenną sałatkę.
A od czego zacząć zdrowe odżywianie dzieci?
Na pewno nie można zamienić dziecku jadłospisu od razu na taki zupełnie naturalny. Na przykład białego pieczywa na razowe. Bo może je boleć brzuszek, albo po prostu może nie chcieć. Na początku wystarczy zastąpić biały cukier słodami: orkiszowym, kukurydzianym czy buraczanym. Pomyśleć też o kaszy jaglanej jako dodatku do zup, bo to niezwykle wartościowy składnik diety. Można ją też ugotować z jabłkiem prażonym. Inna potrawa to chleb razowy posmarowany pastą figową (figi i daktyle moczymy na noc i rano miksujemy. Taką pastą smaruję czasem rano kanapki). Bardzo ważna jest jednak jakość produktów: warto wybierać te jak najbardziej naturalne, nieprzetworzone technologicznie.
Oboje Państwo jesteście ekorodzicami. Kto był pierwszym?
O takim podejściu do życia zaczęliśmy dyskutować, gdy na świat przyszedł Franek. Zainspirowała nas do tego moja siostra, która jest położną w Niemczech. Zachęciła mnie do noszenia dzieci w chuście, mycia ich z dodatkiem mleka matki, stosowania pieluch wielorazowego użytku i zdrowego odżywiania.
Pani rodzice też zwracali uwagę na to, co jadłyście obie w dzieciństwie?
Rodzice byli bardzo troskliwi, ale z domu wyniosłam, że trzeba dzieci futrować, bo one i tak to wszystko wybiegają. Z Franiem miałam kłopot, bo ciągle wydawało mi się, że jest nienajedzony, że muszę go dokarmić, że musi zjeść całą miseczkę. Sporo czasu zajęło mi zrozumienie tego, że on je tyle, ile potrzebuje.
Czy stając się ekorodzicem, nosząc dzieci w chuście, nie podając zupek ze słoiczków, ale też szczepionek, jest Pani pewna, że zmierza w dobrym kierunku?
Często zastanawiałam, czy dobrze robię. Gdy zakładałam chustę, to ludzie chcieli pożyczać mi nosidełko. Myślałam też, czy powinnam tak długo karmić piersią. Czy spać z dziećmi w łóżku, bo czułam się nie dość troskliwą mamą, która nie ma siły wstawać w nocy do dziecka. Spokój odnalazłam dopiero, kiedy zaczęłam obserwować dzieci i siebie. Dokonałam dość banalnego, a jednak fundamentalnego dla mojego macierzyństwa odkrycia, że stereotypy serwowane przez kulturę, podlegają dyskusji.
Franek i Mania śpią z rodzicami?
Już nie. Był taki moment, że same przeniosły się do własnych łóżeczek. To stało się po przeprowadzce do nowego domu. Były tak zafascynowane swoimi pokojami, że pozostały już w nich. To był pierwszy krok do samodzielności. Mania czasem do nas przychodzi. Widać, że jeszcze tego potrzebuje.
Pani dzieci mają szczęśliwe dzieciństwo?
Tak, jak kiedyś ja. Bawiłam się na podwórku, działce, jeździłam na rowerze. Moje dzieci chodzą do przedszkola i szkoły waldorfskiej, gdzie są bardzo swobodne. Poza tym mieszkamy na wsi, gdzie wokół nas są pola i lasy. Wczoraj byłam z nimi na gminnym placu zabaw, który stoi obok lasu. Dzieci pohuśtały się przez chwilę, a potem pobiegły do lasu. Po przyjeździe do domu, przez całe popołudnie bawiły się kamieniami i piaskiem. Nie potrzebne były łopatki. Wystarczyły ręce i wyobraźnia.
Robią sobie też same zabawki?
Tak, ostatnio patrzę, a one grają na bębenkach, zrobionych z puszek, na które naciągnęły balony. Wcześniej Franek, który chce być Indianinem, próbował tak zrobić z papierem, ale nie wydawał właściwego dźwięku. Wpadł więc na inny pomysł, a tata pomógł mu go zrealizować, wycinając jedynie denko z puszki.
A bawią się „sklepowymi” zabawkami?
Franek uwielbia klocki Lego. Niektóre ma jeszcze po mnie. Nie mamy natomiast zabawek jeżdżących, świecących i fruwających. Zamiast nich są filcowe lale, które grają w teatrzykach Manii, sporo zabawek drewnianych. Czasem też szydełkujemy, czy bawimy się po prostu patykami, szmatkami, kasztanami. Wbrew pozorom, są to świetne, kreatywne zabawki.
Franek szydełkuje?
Tak. Właśnie robi sobie pochwę na nóż (śmiech).
A robi też na drutach?
Nie, ale dziewczynkom w jego klasie całkiem nieźle to idzie.
Żeby być bliżej natury, wyprowadziliście się Państwo poza Kraków.
Tak, mieszkamy 20 km od centrum. To było moje marzenie. Na początku mieszkaliśmy w mieście, przy Rondzie Matecznego i ja się tam okropnie męczyłam. Gdy tylko było to możliwe, jechaliśmy na wycieczki na wieś. Wtedy odpoczywałam. Teraz żyje nam się cudownie, ale do takiego egzystowania na wsi trzeba też się przyzwyczaić. W grudniu o czwartej po południu jest już ciemno, bo nie ma latarni.
Ma Pani swój ogródek?
Oczywiście.
Kiedy go Pani uprawia? Pracując w portalu „Dziecisawazne”, szkoląc z ekorodzicielstwa i wychowując dwoje małych dzieci, znajduje Pani na to czas?
W tym roku mój mąż wszystko zasadził (śmiech). Mamy truskawki, poziomki, maliny. Posialiśmy marchewkę, pietruszkę, buraki i wiele innych warzyw, które potem ja będę pielić.
W wywiadach powtarza Pani, że jest fanką, nie fanatyczką ekologii.
Tak, bo staram się nie przekraczać granic innych osób. Ja tylko chcę powiedzieć, że jest alternatywa. Na przykład mówię, że nie stosuję antybiotyków, ale już nie zmuszam ludzi, by postępowali tak samo, jak ja. I nie narzucam swojej woli. Moim celem jest pokazanie innych, naturalnych możliwości.
Dlatego rok temu rozpoczęła Pani akcję „Zdrowy Przedszkolak” szkoląc przedszkolne kucharki i intendentki.
Dokładnie mówiąc uczestniczyłam w tej akcji. Jednak nie prowadziłam szkoleń. Tym zajmuje się doskonała dietetyczka Emilia Lorenc.
Czy intendentki i kucharki chciały poznać inne sposoby gotowania?
Bardzo. Akcja przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Cały czas miałam obawę, że w przedszkolnej kuchni nic się nie zmieni. Jednak na pierwsze warsztaty w Krakowie przyszło ponad 100 osób, w Warszawie było ich jeszcze więcej. Okazało się, że te panie są gotowe na zmiany. Z zaciekawieniem słuchały, gdy mówiłyśmy, że kasza jaglana jest zdrowa i można ją dodać do zupy zamiast mąki. Nie mnożyły problemów, tylko zadawały pytania.
Czy są już jakieś konkretne zmiany. Jadłospisy w przedszkolach różnią się od poprzednich?
Tak, cały czas to monitorujemy i przedszkola kontaktują się z nami. Robimy korekty jadłospisów. Emilia, która koordynuje tę akcję, odpisuje im wtedy na przykład, by zamiast kotletów wieprzowych, zrobiły kotlety z soczewicy.
Kończymy temat jedzenia, ale jeszcze nie opuszczamy kuchni. Czym Pani myje naczynia - „zwykłymi” płynami?
Nie. Bardzo łatwo jest zrobić płyn ekologiczny. Wystarczy do soku z trzech cytryn, wlać półtorej szklanki wody, dosypać szklankę soli drobnoziarnistej i dolać tyle samo octu. Potem to wszystko zagotować, jednocześnie mieszając przez około 10 minut, dopóki płyn się nie zagęści. Jeszcze ciepły płyn trzeba wlać do szklanego naczynia i używać, jak każdy inny płyn do mycia naczyń. W domu nie mam żadnych detergentów. Do prania używam kul piorących albo łupin orzechów. Do czyszczenia toalety - sody, do mycia okien - octu, do mycia zaś naturalnego mydła. Ono kosztuje jednak od 7 do 10 zł.
Niezbyt tanio. Ekologia jest tylko dla zamożnych?
Są dwie możliwości. Jedna to stosowanie produktów z certyfikatami i to jest droga opcja, bo na przykład płyn do naczyń zamiast 4 zł kosztuje od 10-15 zł, a kasza 8 zł. Druga możliwość to szukanie rozwiązań prostych i ekonomicznych. Zamiast proszku do mycia wanny soda oczyszczona, której 5 kilo kosztuje 20 zł, zamiast spryskiwacza do mycia okien - ocet.
Jesteście przez to zdrowsi?
Moje dzieci raczej nie chorują. Ich najpoważniejsza choroba to ospa. Jestem zdania, że nie można faszerować dzieci lekami, tylko należy budować systematycznie ich system odpornościowy. Na to składa się wiele czynników. Dieta, niebombardowanie dzieci substancjami chemicznymi, hartowanie organizmu. Maluchy powinny przebywać długo na świeżym powietrzu, gdzie muszą wybiegać się do woli. No i oczywiście sprawa priorytetowa – karmienie piersią. I to jak najdłużej. Zachęcam wszystkich rodziców do pracy nad systemem odporności swych pociech. To najlepsza z inwestycji.
ROZMAWIAŁA
MAGDALENA STRZEBOŃSKA
Newsletter
Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na newsletter.
RANKINGI szkół

Ranking krakowskich szkół podstawowych 2022
RANKINGI szkół

Ranking warszawskich szkół podstawowych 2022
Szkoły podstawowe
.jpg)
Te krakowskie szkoły wypadły najlepiej na egzaminie z matematyki 2022
Szkoły podstawowe
.jpg)
Te krakowskie szkoły wypadły najlepiej na egzaminie z j. angielskiego 2022
Ukraińscy uczniowie w Polsce

Baza darmowych materiałów dla uczniów z Ukrainy i polskich nauczycieli
Newsletter
Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na newsletter.
- najczęściej
czytane - najczęściej
komentowane