Gdy premier Ewa Kopacz w swoim expose poinformowała, że w przyszłym roku rząd przeznaczy na żłobki nie 50 lecz 100 mln złotych na sali plenarnej rozległy się oklaski. Cieszyli się nie tylko posłowie rządzącej partii, ale także rodzice i ci którzy w planach mają otwarcie takiej placówki.
Bardziej sceptycznie do wypowiedzi premier podeszły osoby, które prowadzą już taką działalność. Ich zdaniem, będzie dobrze, dopiero wówczas, gdy rządowe pieniądze przeznaczone zostaną nie tylko na powstawanie nowych placówek, ale też na utrzymanie tych już istniejących. To pozwoliłoby na obniżenie czesnego, by żłobki naprawdę stały się dostępne dla wszystkich maluchów.
Bardziej sceptycznie do wypowiedzi premier podeszły osoby, które prowadzą już taką działalność. Ich zdaniem, będzie dobrze, dopiero wówczas, gdy rządowe pieniądze przeznaczone zostaną nie tylko na powstawanie nowych placówek, ale też na utrzymanie tych już istniejących. To pozwoliłoby na obniżenie czesnego, by żłobki naprawdę stały się dostępne dla wszystkich maluchów.
W tej chwili najtańsze są samorządowe placówki. Jednak w całej Małopolsce jest ich ok. 30, z czego większość w Krakowie.
W tym mieście na czesne w samorządowym żłobku trzeba wydać 199 zł, ale dostanie się do takiej placówki to niemal cud. Obecnie w kolejce na przyjęcie czeka ponad 2000 dzieciaków. To się prędko nie zmieni.
W takiej sytuacji rodzice nie mają wyboru. Jeśli chcą pracować muszą zatrudnić nianię lub posłać dziecko do prywatnego żłobka. Tam czesne może wynieść nawet tysiąc złotych. Dzieje się tak, gdy placówka nie korzysta z programów unijnych, albo nie może liczyć na dotacje z budżetu gminy. W przeciwnym razie kwota opłat byłaby dużo niższa.
W Małopolsce tylko Kraków dotuje prywatne żłobki, trzeba jednak zaznaczyć, że nie wszystkie. Jeśli żłobek uzyskał miejskie wsparcie, rodzic zapłaci co miesiąc o ponad 300 zł mniej. Ale tylko pod warunkiem, że dziecko będzie każdego dnia w żłobku. W razie choroby, rodzic pozbawiony urzędowej dotacji, płaci za żłobek więcej niż gdyby zapłacił w przypadku obecności dziecka. To od stycznia ma ulec zmianie. Jak zapowiadają urzędnicy dotacja będzie stała.
Dofinansowanie z budżetu miasta przysługuje tylko rodzicom mieszkającym w Krakowie i jest przyznawane na jeden rok uchwałą Rady Miasta. I to jest problem, bo nigdy nie wiadomo, czy w następnym roku radni zdecydują po myśli rodziców.
Taniej jest też w żłobkach unijnych. Ale tylko do czasu. W całej Małopolsce takich placówek jest kilkanaście. Rodzice płacą tam czesne około 400 zł miesięcznie, a resztę dopłaca Unia. Jednak to zasilanie już się kończy. Od stycznia właściciele niektórych placówek będą musieli podnieść czesne, by nie zbankrutować. Boją się jednak, że przez to stracą klientów. I nie są to obawy bezpodstawne.
Niektórzy rodzice na wieś o tym, że w żłobku do którego posyłają dziecko kończy się unijna dotacja i przez to trzeba będzie płacić więcej, zaczynają szukać tych placówek, w których dotacje jeszcze przez jakiś czas będą lub przenoszą dzieci do żłobków dotowanych przez miasto. To odbywa się ze stratą dla dziecka, bo każda zmiana żłobka oznacza ponowną adaptację do nowych warunków. Rodzi też problem dla właścicieli, którzy mimo kłopotów z naborem nie mogą zamknąć placówki, bo zgodnie z zasadami programu, muszą one istnieć jeszcze przez pięć lat od zakończenia finansowania (w tym wypadku do 2019 roku).
Powstaje pytanie, jak się z tego wywiążą? Nie wiadomo. Pewne jest to, że samo wsparcie budowy żłobków i ich finansowanie przez określony czas to zdecydowanie za mało. Potrzebne są dotacje na działalność ze środków unijnych albo gminnych na wzór dotacji przekazywanych przedszkolom. Wtedy wszystkim byłoby łatwiej.
Niektórzy rodzice na wieś o tym, że w żłobku do którego posyłają dziecko kończy się unijna dotacja i przez to trzeba będzie płacić więcej, zaczynają szukać tych placówek, w których dotacje jeszcze przez jakiś czas będą lub przenoszą dzieci do żłobków dotowanych przez miasto. To odbywa się ze stratą dla dziecka, bo każda zmiana żłobka oznacza ponowną adaptację do nowych warunków. Rodzi też problem dla właścicieli, którzy mimo kłopotów z naborem nie mogą zamknąć placówki, bo zgodnie z zasadami programu, muszą one istnieć jeszcze przez pięć lat od zakończenia finansowania (w tym wypadku do 2019 roku).
Powstaje pytanie, jak się z tego wywiążą? Nie wiadomo. Pewne jest to, że samo wsparcie budowy żłobków i ich finansowanie przez określony czas to zdecydowanie za mało. Potrzebne są dotacje na działalność ze środków unijnych albo gminnych na wzór dotacji przekazywanych przedszkolom. Wtedy wszystkim byłoby łatwiej.
(R.J.)