- Galopująca inflacja, brak realnych podwyżek i warunki pracy, które zmuszają wielu nauczycieli do odejścia z zawodu, to główne powody niezadowolenia wśród uczących.
Do związkowców w całej Polsce trafiła właśnie ankieta przygotowana przez ZNP. Władze związku chcą sprawdzić, jakie nastroje panują wśród uczących i jaki rodzaj protestu byłby dla nich najlepszy.
- Pytamy o standardowe formy zapisane w ustawie o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, ale czekamy również na inne propozycje od samych nauczycieli - mówi Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka prasowa ZNP.
Wyniki ankiet mają być znane w połowie czerwca. Wtedy też dowiemy się, czy nauczyciele są w ogóle gotowi na kolejny strajk.
4,4-procentowe podwyżki
- Wśród uczących panuje duża frustracja, zniechęcenie i rozczarowanie tym, co dzieje się w ostatnich latach w edukacji - zaznacza Magdalena Kaszulanis.
Przypomina, że w Polsce mamy kilkunastoprocentową inflację, a nauczyciele otrzymali od maja podwyżkę w wysokości zaledwie 4,4 proc. Dla wielu uczących oznacza to wzrost płacy o raptem 100 zł.
Jednak - zdaniem przedstawicielki ZNP - nie chodzi wyłącznie o pieniądze, ale również brak odpowiedzi rządu na realne problemy, jakie pojawiły się w oświacie już w czasie pandemii, a teraz pogłębiły się w związku z przyjęciem do szkół 200 tys. ukraińskich uczniów. - Nauczyciele znów zostali pozostawieni sami sobie, bez dodatkowego wsparcia, środków, wytycznych, czy procedur. Tak jak wcześniej sami organizowali zdalne kształcenie, tak teraz sami organizują edukację dzieci z Ukrainy - mówi Magdalena Kaszulanis.
CZYTAJ TAKŻE:
Jak klasyfikować ukraińskich uczniów? Czarnek: To problem nauczycieli
- Sytuacja w oświacie jest na tyle groźna, że od września w szkołach nie będzie miał kto uczyć. Kierunek polityki edukacyjnej państwa zmierza do osłabienia publicznej edukacji i do odejścia uczniów oraz nauczycieli do sektora prywatnego - dodaje rzeczniczka ZNP.
Minorowe nastroje
Arkadiusz Boroń, szef małopolskiego oddziału ZNP przyznaje, że nastroje w pokojach nauczycielskich są minorowe, a to w każdej chwili może się obrócić przeciwko rządzącym. - W związku z falą odejść z zawodu wkrótce znajdziemy się pod ścianą, a oświata po cichu i na raty zacznie się rozpadać. Kogo wówczas zatrudnimy w szkołach? Leśników, czy siostry zakonne jak w czasie strajku w 2019 roku? - pyta Arkadiusz Boroń.
CZYTAJ TAKŻE:
Przemysław Czarnek do natychmiastowej dymisji. Możliwy strajk nauczycieli
Zdaniem związkowca dla nauczycieli ważne są nie tylko pieniądze. - Chodzi też o to, jak jesteśmy traktowani przez rządzących. Od kilku lat czujemy się lekceważeni i pokrzywdzeni. Wmawia się społeczeństwu, że nauczyciele mało pracują i są roszczeniowi. Dlatego nie wykluczam, że dojdzie do kolejnego strajku w oświacie - mówi Boroń.
Potrzebny jest oryginalny pomysł na protest
O tym, że po ostatniej symbolicznej podwyżce polscy nauczyciele są w bojowych nastrojach pisze na swoim belferblogu łódzki nauczyciel Dariusz Chętkowski.
"Szkoda, że mamy czerwiec, wakacje mogą ostudzić ten zapał do sprzeciwu - uważa nauczyciel. - Po wakacjach ZNP chce coś zorganizować: strajk, manifestację, inny rodzaj protestu? Trudno powiedzieć, do czego są zdolni nauczyciele. Dlatego Związek pyta, jaki rodzaj sprzeciwu by nam odpowiadał. W czym weźmiemy aktywny udział? Pyta jednak dzisiaj, a ewentualny bunt odbyłby się za kilka miesięcy. Wtedy wszystko może się zmienić. Jedni rzucą pracę w szkole, a inni ustawią się w kilku miejscach. Kto zostanie, będzie orał na dwóch etatach, inaczej nie wyżyje. Tym, co tak ciężko pracują, nie będzie się chciało ani strajkować, ani jeździć do Warszawy na manifestację. Potrzebny jest oryginalny pomysł. Taki, który spotkałby się z powszechnym odzewem nauczycieli. I bardzo widowiskowy, aby było o nim głośno w mediach. Jeśli ZNP zechce działać po staremu, rezultat też będzie „po staremu”, czyli nic. Związek musi naprawdę mocno pomyśleć, inaczej gniew nauczycieli może skupić się na nim”.
Ryszard Proksa: Strajk powinien być radykalny i bardzo dokuczliwy
O strajku coraz głośniej mówią też przedstawiciele oświatowej “Solidarności”.
- Tym razem jestem zdecydowanie za podjęciem akcji protestacyjnej, to dobry moment na strajk - mówi w rozmowie z “Miastem Pociech” Ryszard Proksa, szef nauczycielskiej “Solidarności”, który w 2019 roku podpisał z rządem porozumienie w efekcie którego “S” nie przyłączyła się do ogólnopolskiego strajku szkolnego.
Proksa przyznaje, że podczas ostatniego zjazdu delegatów próbował przekonać koleżanki i kolegów do podjęcia akcji protestacyjnej. - Nie udało się ich namówić nawet na manifestację - mówi z żalem. I dodaje: - Od lipca pielęgniarki mają otrzymać ok. 1800 zł podwyżki, ich minimalna pensja będzie wynosić 5700 zł brutto, czyli dwa razy więcej niż dostaje nauczyciel. Mam taką cichą nadzieję, że tak duże podwyżki w służbie zdrowia sprawią, że nauczyciele się trochę zdenerwują i zradykalizują na tyle, by podjąć decyzję o strajku.
Zdaniem Proksy najlepszą i najskuteczniejszą formą protestu byłoby zamknięcie szkół i przedszkoli. - Niewpuszczanie młodzieży na lekcje i żadnych zajęć opiekuńczych. Strajk powinien być radykalny i bardzo dokuczliwy. Jeżeli nauczyciele by się za tym opowiedzieli, to taką formę protestu bym poparł - deklaruje Proksa.