Brak miejsca do nauki, czy spokojnego zjedzenia posiłku, kolejki do toalet, albo lekcje kończące się późnym wieczorem. To problemy, z którymi po wprowadzeniu reformy edukacji boryka się większość szkół podstawowych i średnich w Krakowie. Do tej pory przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości zdawali się nie zauważać tych problemów. Przekonywali, że to opozycja, krytykując działania rządu, niepotrzebnie wznieca chaos, a reforma została dobrze przygotowana i policzona.
Szkoła dla dziecka. Zadbamy o to jako PiS
Kiedy rząd Prawa i Sprawiedliwości likwidował gimnazja oraz wydłużał naukę w szkołach podstawowych do ośmiu lat, a w liceach do czterech z inicjatywy krakowskich radnych PO odbyły się dwie nadzwyczajne sesje poświęcone temu tematowi.Za każdym razem radni PiS, wspierani przez małopolskie kuratorium oświaty podkreślali, że reforma jest dobrze przygotowana. Samorządowcy Prawa i Sprawiedliwości podczas jednej z tych sesji przekonywali: "Polska szkoła ma być dobra dla każdego ucznia niezależenie od jego statusu materialnego i miejsca zamieszkania. Ma uczyć, wychowywać, promować odpowiednie postawy moralne i kształtować postawy obywatelskie. Przygotowywane zmiany w edukacji są odpowiedzią na oczekiwania szerokiego środowiska, które chce szkoły nowoczesnej, a jednocześnie zakorzenionej w tradycji. Chcemy szkoły wolnej od ideologii, zbudujemy dobrą szkołę, z dobrze wykształconym i dobrze wynagradzanym nauczycielem. Zadbamy o to jako PiS”.
A Barbara Nowak, małopolska kurator oświaty, zapewniała, że szkoły po reformie będą bardziej przyjazne dla dzieci. Obiecywała małe klasy i pracę na jedną zmianę. "Ta reforma wprowadza nareszcie szkołę dla dziecka” – podkreślała.
WALI MNIE TO - ZOBACZ FILM, JAKI NAGRALI RODZICE O SKUTKACH REFORMY EDUKACJI
Teraz po kilku latach od wprowadzenia reformy nawet do radnych PiS dotarła prawda o reformie oświaty. Przyznał to właśnie w swojej interpelacji do prezydenta Bolesław Kosior (w poprzednich kadencjach pełnił m.in. rolę przewodniczącego i wiceprzewodniczącego klubu PiS).
Radny prosi o działkę
Radny zwrócił się do władz miasta z prośbą o “wskazanie działki pod budowę nowego budynku szkoły dla Katolickiej Szkoły Podstawowej im. Św. Jadwigi Królowej w Krakowie” (podstawówkę prowadzi Katolickie Centrum Edukacyjne Caritas).Bolesław Kosior nie kryje, że po wydłużeniu nauki w szkołach podstawowych z sześciu do ośmiu lat spotęgowały się problemy placówki. “Obecnie na klasopracownie zagospodarowana jest już nawet biblioteka - pisze radny do prezydenta - jedna z klas pierwszych uczy się w budynku naprzeciwko szkoły (...). W budynku głównym nie ma wystarczającego zaplecza sanitarnego, brakuje szatni sportowych, a także zaplecza kuchennego. Obiady przywożone przez firmę cateringową dzieci spożywają w sali lekcyjnej, która od godzin południowych pełni funkcję stołówki”. Radny żali się, że szkoła była zmuszona zredukować tegoroczny nabór do klas pierwszych.
- Brzmi znajomo - komentuje dyrektorka jednej z samorządowych szkół podstawowych.
Wydłużenie o dwa lata nauki w podstawówkach spowodowało, że wiele szkół w mieście dosłownie pęka w szwach, a ich dyrektorzy robią co mogą, by choć trochę rozładować tłok.
Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 30 wspólnie z proboszczem pobliskiej parafii, by uniknąć pracy na dwie zmiany, zdecydował o przeniesieniu lekcji religii do salki katechetycznej.
Dzieci z początkowych klas z SP nr 95 są co rano dowożone do innego budynku, bo nie ma dla nich miejsca w podstawowej lokalizacji.
Podobnie jest w SP nr 40, 53, 62 i 97.
Jednak problem mają nie tylko podstawówki. W tym roku szkolnym tłoczno zrobiło się również w liceach, do których - w wyniku reformy - trafiły dwa roczniki uczniów. W Krakowie szkoły średnie szturmowało o 7 tys. uczniów więcej niż zwykle (2,5 tys. z nich nie dostało się do wybranych placówek).
W II LO (kończył je prezydent Andrzej Duda, a jego żona uczyła tam niemieckiego) na sale lekcyjne przerobiono nawet pomieszczenia gospodarcze i zaplecza. Klasy liczą tu od 36 do 39 uczniów.
W Zespole Szkół Łączności w 50 klasach uczy się w tym roku prawie 1600 osób. W niektóre dni lekcje kończą się nawet o godzinie 20.
V LO, chcąc utrzymać pracę na jedną zmianę, musiało wynająć budynek po konsulacie Austrii. Miasto płaci za to 100 tys. zł rocznie.
- Szkoła katolicka, w imieniu której zwróciłem się o pomoc do władz miasta nie miałaby tego problemu, gdyby nie prezydent i Rada Miasta - mówi z rozmowie z nami radny Bolesław Kosior. - Oni mają swoją działkę przy ul. Pasteura i pieniądze na budowę szkoły, ale zanim udało się uzyskać wszystkie niezbędne pozwolenia na tym obszarze zaczął obowiązywać Plan Generalny dla lotniska w Balicach i temat budowy został wstrzymany.
Radny liczy na to, że miasto znajdzie dla szkoły działkę położoną w dzielnicy Krowodrza lub budynek, do którego mogłyby zostać przeniesione dzieci. - Z budynkiem może być problem, ale w dzielnicy są odpowiednie działki - zaznacza radny Kosior i dodaje, że w grę wchodzi również zamiana nieruchomości.