Według danych UNESCO Polska jest w czołówce krajów Unii Europejskiej pod względem czasu trwania nauki zdalnej. Nasi uczniowie spędzili przed komputerem 35 tygodni, wyprzedzili ich jedynie rówieśnicy z Macedonii (43 tygodnie), Bośni i Hercegowiny (38 tygodni), Słowacji (37 tygodni) i Łotwy (36 tygodni). Jednak to dane z końca lutego, a jak wiadomo szkoły dla starszych uczniów otwarto dopiero 17 maja i to w formie hybrydowej. Wszyscy uczniowie wrócą na lekcje 31 maja. Dlatego do raportu UNESCO trzeba dodać koleje 11 tygodni. Są to bardzo niepokojące dane, ponieważ na całym świecie szkoły były całkowicie zamknięte średnio od 14 do 22 tygodni.
“Istotny przedmiot działalności kontrolnej NIK”
Sprawie postanowiła się przyjrzeć Najwyższa Izba Kontroli, która prowadzi właśnie czynności sprawdzające “funkcjonowanie szkół w sytuacji zagrożenia COVID-19, której głównym celem będzie udzielenie odpowiedzi na pytanie, czy kształcenie dzieci i młodzieży w szkołach, w sytuacji zagrożenia COVID-19, zorganizowano i realizowano w prawidłowy sposób".- Działalność państwa i samorządu terytorialnego w obliczu pandemii COVID-19 w określonych obszarach, w tym także dotycząca sektora Oświaty, będzie stanowiła istotny przedmiot działalności kontrolnej NIK w bieżącym roku - zaznacza NIK.
Zapytaliśmy w biurze prasowym Izby, jak przebiega kontrola i kiedy można się spodziewać jej zakończenia. Na odpowiedź czekamy.
Nauczyciele robili co mogli
Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka Związku Nauczycielstwa Polskiego nie ma wątpliwości, że jeśli zdalne nauczanie się udało, to tylko dzięki ogromnemu wysiłkowi, kreatywności i zaangażowaniu nauczycieli oraz dyrektorów szkół.- Robili co mogli i dali z siebie wszystko - zaznacza Magdalena Kaszulanis. - Pamiętajmy, że nikt nie był przygotowany na przejście w tryb online. Nauczyciele organizowali to własnymi siłami, na początku napotkali na wiele trudności. Nie było sprzętu, platformy do nauki zdalnej, a przede wszystkim doświadczenia. Nauczyciele wspierali się wzajemnie, wymieniali doświadczeniami, a dyrektorzy starali się zapewnić im jak najlepsze warunki.
Kuratorzy woleli tropić uczestników strajku
Zdaniem przedstawicielki ZNP zabrakło natomiast odpowiedniego wsparcia ze strony ministerstwa edukacji i kuratorów oświaty, którzy “woleli w tym czasie tropić uczestników Strajku Kobiet”.- Nie tak to powinno wyglądać - zauważa Kaszulanis. - Nauczyciele od początku powinni dostać wsparcie techniczne, organizacyjne, metodyczne, powinni mieć dostęp do szkoleń, jednolitej platformy do prowadzenia lekcji, nie mówiąc już o sprzęcie komputerowym czy internecie.
Jedno i drugie uczący musieli finansować z własnej kieszeni. Dopiero w grudniu ubiegłego roku mogli otrzymać dofinansowanie do zakupu sprzętu w wysokości do 500 zł, ale wyłącznie za rzeczy kupione między 1 września, a 7 grudnia, choć zdalne nauczanie zostało zarządzone kilka miesięcy wcześniej.
Minister edukacji Przemysław Czarnek, chwalił się w mediach, że na zdalne nauczanie rząd przeznaczył niemal miliard złotych, ale - jak zaznacza Magdalena Kaszulanis - nauczyciele nie odczuli tego wsparcia. - Samorządy mogły ubiegać się o dotacje na zakup sprzętu dla szkół, ale one również były niewystarczające. Bywało, że szkoła dostawała jeden komputer, choć jej zapotrzebowanie było znacznie większe - przypomina Kaszulanis.
- Problemów, zwłaszcza na początku, było mnóstwo, a na nauczycieli spadło niezadowolenie rodziców, którzy też byli zmęczeni, przeciążeni i rozgoryczeni tą sytuacją - dodaje rzeczniczka ZNP.
Niezadowoleni rodzice
Iwona Pasznicka-Longa, dyrektor Zespołu Szkół Specjalnych nr 4 w Krakowie sama zapytała rodziców swoich uczniów, jak oceniają zdalne nauczanie prowadzone w jej szkole. - Nie spodziewałam się tak wielu złych ocen - przyznaje dyrektorka.Jej szkoła pracowała zdalnie zaledwie kilkanaście dni, bo placówki specjalne niemal od początku pandemii funkcjonowały stacjonarnie. - Podczas tych nielicznych lekcji online nauczyciele naprawdę starali się, by były one atrakcyjne dla dzieci, stosowali rozmaite formy, łączyli się z uczniami lub przesyłali zadania, nagrywali filmiki, a i tak rodzice byli niezadowoleni, mieli pretensje głównie o to, że musieli siedzieć pół dnia z dzieckiem w domu i pomagać mu łączyć się z nauczycielami, tłumaczyli, że nie mają na to czasu, bo sami pracują, a dodatkowo muszą wykonywać pracę za nauczycieli - mówi Iwona Pasznicka-Longa.
Kto zapłaci za odebranie dzieciom normalnej edukacji?
Rodziców niezadowolonych ze zdalnego nauczania jest całkiem sporo. Dziś część z nich protestowała pod gmachem ministerstwa edukacji domagając się jasnej deklaracji ze strony MEiN, że zdalne nauczanie nie wróci w przyszłym roku szkolnym. Na biurko ministra trafiła też petycja w tej sprawie.Adam Mazurek, lider grupy Ogólnopolski Strajk “Dzieci do szkół” podkreśla, że cieszy go zapowiedź kontroli. - NIK, jako jedna z niewielu instytucji państwowych, zainteresowała się tym problem i liczę na to, że potwierdzi, że przez ostatnie miesiące polskie dzieci były pozbawione edukacji, opieki i wychowania z naruszeniem polskiego prawa, w tym Konstytucji RP - mówi Mazurek i dodaje: - Myślę, że kontrolerzy dojdą do oczywistego wniosku, że obowiązek szkolny i nauki w ramach zdalnego nauczania w przypadku wielu uczniów nie był realizowany albo był realizowany nie w pełni.
Zdaniem Mazurka odpowiedzialność za to ponosi nie tylko minister edukacji, ale także szef resortu zdrowia, Główny Inspektor Sanitarny, kuratorzy oświaty, a nawet dyrektorzy szkół. - Rodzice, którzy nie posyłają dziecka do szkoły, są za to pociągani do odpowiedzialności. Grozi im nawet do 5 tys. zł kary. Teraz pytanie, jaką karę powinni dostać ci wszyscy, którzy w ostatnich miesiącach zamykali szkoły przed uczniami? - zastanawia się Mazurek.
Rodzic nie ma wątpliwości, że raport po kontroli NIK będzie krytyczny dla ekipy rządzącej. - Mam nadzieję, że dzięki temu zrozumieją, że nie można pod byle pretekstem zamykać szkół i więzić dzieci w domach odbierając im normalną edukację - zaznacza Mazurek.